wtorek, 28 czerwca 2011

myślenie wakacyjne cz.3

uwielbiam leniwe letnie popołudnia (zimowych już nie za bardzo). świeci słońce, wieje wietrzyk, a ja siedzę w chłodnym domku, jem białe czereśnie i układam puzzle z tygrysem, 600 elementów, strasznie trudne, bo kontury są rozmyte. ale to dobrze, bo nie lubię, gdy coś przychodzi mi zbyt łatwo. oglądam występ Muse na festiwalu Rock am Ring 2010, rozpieszcza uszy. cudo! Muse to mój drugi po Placebo ulubiony zespół, ale muszę przyznać, że na żywo są dużo lepsi. mała próbka:


w piątek byłam na zakupach. chciałam koniecznie wejść do Stradivariusa. pech chciał, że chyba tego dnia zaczęła się wyprzedaż, bo sklep był pełen kobiet (i bab) w różnym wieku, różnie (głównie nieprzyjemnie) pachnących, do tego grała strasznie głośna muzyka. ledwie można było tam wejść, a z wytrzymaniem dłużej niż minutę było ciężko. poddałam się, tym bardziej, że nie zauważyłam żadnej z rzeczy, które wcześniej wypatrzyłam w internecie, a w kolejce do przymierzalni stało mniej więcej 20 osób. mam nadzieję, że za kilka dni będzie tam trochę luźniej.

przeczytałam książkę. brzmi nieziemsko, prawda? dawno nie czytałam nic poza lekturami. to znaczy czytałam, ale nie przeczytałam. w weekend majowy zaczęłam Hrabiego Monte Christo, ale nie zdążyłam przeczytać przed powrotem do szkoły. mam zamiar dokończyć Angielskiego pacjenta, którego porzuciłam na rzecz książki, którą dostałam na zakończenie roku. a szkoda. Doris Lessing, Piąte dziecko. książka nagrodzona Noblem w 2007 roku. moim zdaniem beznadziejna. opowiada o młodym małżeństwie, Harriet i Davidzie Lovatt, które kupuje dom na wsi i planuje powiększenie rodziny. na pierwszych trzydziestu stronach Harriet i David poznają się, pobierają, kupują dom i rodzi im się czworo dzieci. bardzo mnie zirytował ten pośpiech, na 130 stronach (tyle właśnie ma ta książka) zostało upchnięte to, co wystarczyłoby na 400. wszystko jest opisane pobieżnie, wręcz płytko, z pominięciem wielu szczegółów. chociaż może to i dobrze, nie przebrnęłabym przez 400 stron - ledwie zniosłam 130. bo kiedy przychodzi na świat tytułowe piąte dziecko, kończy się sielanka, kończą się wielkie rodzinne zjazdy, wszyscy odwracają się od rodziców dziwnego chłopca. po nieudanej próbie oddania dziecka do zakładu psychiatrycznego rodzina rozpada się, wszystko jest smutne, przygnębiające, aż się odechciewa czytać, i niewiele później książka się kończy. wielki minus za otwarte zakończenie. zdecydowanie nie polecam. żałuję, że w ogóle zawracałam sobie tym głowę, ale dostałam tę książkę od wychowawczyni polonistki, więc myślałam, że jest warta uwagi.

nie wiem jak Wy, ale ja totalnie nie ogarniam rzeczywistości. jak co roku o tej porze ;) w piątek lub w sobotę spontanicznie wyjeżdżam z rodzicami i siostrą w Bieszczady. wyjątkowo spontanicznie, bo wymyślili to wczoraj, a zazwyczaj planują wyjazdy na miesiąc przed. ale bardzo mnie to cieszy :)

+ mały motyw muzyczny. świetny teledysk! bardzo nie lubię zwykłych klipów, w których zespół gra przez jakieś 3 minuty i nic innego się nie dzieje - a niestety coraz więcej takich teledysków. a tu jest inaczej, gra zespół, ale coś się dzieje i ładnie to wygląda, zwłaszcza parasolki na końcu :)



+ chyba najładniejszy teledysk, jaki w życiu widziałam. wielki plus za dekoracje, stroje i klimat :) no i oczywiście za muzykę, bo piosenkę też bardzo lubię :)


i znów wyszło o wszystkim i niczym. a o 21 w tvn Doktor House, co nastraja mnie wyjątkowo optymistycznie :)

1 komentarz:

  1. Ja tam lubię takie posty, przynajmniej wiele się z niego dowiedziałam ciekawych rzeczy! Niby o niczym, a jednak! Czekam na kolejną odsłonę "myślenia wakacyjnego"! Jeśli chodzi o wyprzedaże to czasem jak wchodzę do sklepów to czuję się przerażoną tym, co tam widzę, dlatego staram się tam wybrać w miarę rano, bo wtedy jeszcze jest znośnie! :)

    Pozdrawiam
    http://www.fashion-life.pl/

    OdpowiedzUsuń