niedziela, 8 maja 2011

efekt Placebo

być może wspominałam we wcześniejszych postach, że Placebo jest moim ukochanym zespołem :) dlatego zdecydowałam poświęcić jeden (a może nie tylko jeden) post tej grupie. jest dość długi, bo chcę napisać go porządnie - uważam zespół za fascynujący i wart dokładnego przedstawienia, tym bardziej, że twórczość Placebo jest na tyle zróżnicowana, że nie można zamknąć jej w trzech zdaniach i dorzucić dwóch linków. ostrzegam, że nie mam pojęcia o teorii muzyki i piszę na podstawie swoich (amatorskich) obserwacji i uczuć związanych z muzyką. jeżeli nie macie ochoty czytać, kliknijcie chociaż w kilka linków, moim zdaniem naprawdę warto! zatem do dzieła :)

po raz pierwszy usłyszałam o Placebo w lipcu 2009 - początek wakacji, trochę mi się nudziło, dlatego sporo czasu spędzałam przed telewizorem i oglądałam głównie stacje muzyczne (swoją drogą, świetny sposób na znalezienie perełek). i pewnego dnia trafiłam na zapowiedź nagrania z koncertu Placebo. koncerty w telewizji zazwyczaj mnie nudzą, zwłaszcza jeśli nie znam występującego zespołu, ale w tym krótkim trailerze usłyszałam melodię, która wpadła mi w ucho i zagnieździła się w nim na dobre po tym, jak usłyszałam ją kilka razy - dlatego postanowiłam obejrzeć koncert. nagrania piosenek (zaledwie kilku) były przeplatane fragmentami kampanii przeciw handlowi ludźmi, w której, jak się okazało, Placebo wzięło udział.


no dobra. posłuchałam koncertu, później znalazłam nagrania na youtube, dodałam do zakładek. super, i co dalej? nie szukałabym kolejnych piosenek, nie zainteresowałabym się zespołem, co najwyżej może raz w miesiącu posłuchałabym sobie jednego z nagrań. ale na szczęście niewiele wcześniej, bo w czerwcu 2009, Placebo wydało nową płytę i w MTV2 dość często można było usłyszeć jeden z singli. i kiedy już słowo Placebo obiło się o moje uszy wystarczająco dużo razy, zaczęło się. byłam  z a f a s c y n o w a n a. nie było dnia bez słuchania Placebo, oglądania teledysków i występów na żywo, czytania wywiadów i artykułów, i tak dalej, i tak dalej... w kółko: Placebo, Placebo, Placebo. bardzo wtedy żałowałam, że nikt z moich znajomych ich nie słucha, nie miałam z kim dzielić się tą fascynacją.

postaram się przybliżyć wam trochę dyskografię zespołu - oczywiście jak najbardziej subiektywnie i na tyle, na ile ją znam. mogę jednak powiedzieć, że oprócz dwóch płyt, które nie za bardzo przypadły mi do gustu, przesłuchałam niemalże wszystkie piosenki Placebo.

na początek wspomnę, że Placebo powstało w 1994 z inicjatywy Briana Molko [wokal, gitara] i Stefana Olsdala [gitara basowa], potem dołączył do nich Steve Hewitt [perkusja]. w 2008 Steve'a Hewitta zastąpił Steve Forrest.

  • Placebo [1996]

ta płyta najmniej mi się podoba, zupełnie do mnie nie przemawia, jeśli chodzi o dźwięki. a jeśli nie jestem w stanie słuchać muzyki, nie zajmuję się tekstem. trzy wyjątki - to znaczy piosenki, których słucham z przyjemnością:



  • Without You I'm Nothing [1998]

według mnie ta płyta jest kwintesencją stylu Placebo. od niej zaczęłam zaznajamianie się z zespołem (przypadkiem, po prostu takie a nie inne linki podpowiadał mi youtube) i do tych piosenek wracam najczęściej. z tych czterech, które podaję poniżej, każda jest idealna na któryś z moich najczęstszych nastrojów, dlatego każda pasuje idealnie na spacer z papierosem w dłoni w słoneczny, wietrzny dzień.



  • Black Market Music [2000]

Placebo i Black Market Music to właśnie te dwie płyty, które nie za bardzo przypadły mi do gustu. Black Market Music jest według mnie trochę niewyraźne, nie znajduję tam nic dla siebie, dlatego rzadko jej słucham.



  • Sleeping With Ghosts [2003]

świetna płyta. lżejsza od poprzednich - przynajmniej dźwiękowo, bo na każdej płycie są piosenki wesołe i smutne. mimo tego wydaje mi się, że obok Without You I'm Nothing najlepiej oddaje charakter Placebo, czy też może najlepiej odzwierciedla moje wyobrażenie o Placebo. utwory z tej płyty przyprawiają mnie o lekkie dreszcze, nawet teraz, kiedy siedzę i ich słucham, mimo że słyszałam je już tyle razy... szczególnie lubię Special Needs - za lekkie brzmienie, za świetny tekst (I guess I thought you had the flavour - mój ulubiony cytat z Placebo), za niesamowity teledysk.




  • Meds [2006]
cudowna, ale moim zdaniem nieco toksyczna. a właściwie bardzo toksyczna. zarówno teksty, jak i melodie budują specyficzny nastrój - ulegam mu zawsze, kiedy słucham piosenek z tej płyty. uderzyło mnie to w okresie fascynacji nią, to znaczy kiedy usłyszałam te piosenki po raz pierwszy i wszystkie naraz, a potem słuchałam ich w kółko. teraz nie działają na mnie tak mocno, ale nadal nie są mi obojętne. jednak to właśnie coś z tej płyty włączam, kiedy jestem smutna - po chwili zaczynam płakać, a potem jest mi lepiej :)
no dobrze. to nie wygląda zbyt zachęcająco. myślę jednak, że nie każdy reaguje tak emocjonalnie, dlatego możecie spokojnie posłuchać tych piosenek i nie wpaść w depresję :)



  • Battle For The Sun [2009]
ta płyta ukazała się niedługo przed tym, jak zaczęłam słuchać Placebo. jednak zanim po nią sięgnęłam, zapoznałam się z niektórymi z wcześniejszych piosenek i miałam już wyrobione zdanie o zespole i o ich twórczości - słowem, jakie najlepiej pasuje do mojego wyobrażenia, jest intrygujące. spodziewałam się, że nowa płyta będzie kontynuacją poprzednich, że znajdę w niej ten pazur, który był we wcześniejszych. niestety bardzo się zawiodłam. Placebo straciło tę nutkę pesymizmu, którą uwielbiałam w ich utworach. Battle For The Sun jest wyjątkowo optymistyczna - nie chodzi mi o teksty, bo rzadko udaje mi się jakiś całkowicie rozgryźć (o tym później), ale o aranżacje muzyczne. tak jak w Meds sama melodia doprowadzała mnie do łez, tak tu pełno jest radosnych motywów elektronicznych. z czasem nawet polubiłam kilka piosenek, ale to już nie to samo... cytując Briana: I think we've made a record which is almost the flipside of 'Meds'. prawda - moim zdaniem zwrot o sto osiemdziesiąt stopni. nie jestem jednak przekonana - czekam na kolejną płytę i mam nadzieję, że będzie przypominała poprzedniczki.




ponadto polecam kilka coverów w wykonaniu Placebo. mam wrażenie, że w ich wykonaniu piosenki nabierają głębi, są bardziej interesujące niż oryginały.




intrygujące teksty, ciekawy wokal, (subiektywnie) wpadające w ucho melodie - nie tylko za to lubię Placebo. nie wiem, czy byłabym aż tak bardzo przywiązana do zespołu, gdyby nie to, co dzieje się obok muzyki: image grupy i wielka osobowość - wokalista Brian Molko. zwraca uwagę swoim wyglądem, androginicznością; delikatne rysy twarzy podkreśla makijażem, ma długie włosy i zdarza mu się wkładać damskie ubrania. przyznaje, że jest biseksualny. znany jest cytat Stefana Olsdala: 50% zespołu Placebo to homoseksualiści (zespół składa się z trzech osób ;)). myślę, że najlepiej zobrazuję nietypowość Briana kilkoma jego cytatami:
     Gdyby placebo było narkotykiem, z pewnością byłoby czystą heroiną – niebezpieczne, tajemnicze i całkowicie uzależniające.
     Często miewam sny, w których jestem nagi, a ludzie się ze mnie śmieją. To chyba znaczy, że nie jestem zbyt pewny siebie.
     Jestem dwukrotnie bardziej męski niż ty i znacznie bardziej kobiecy niż jakakolwiek twoja partnerka.  [do jakiegoś dziennikarza w czasie wywiadu; oglądałam ten wywiad na youtube, dziennikarz zapytał go o coś związanego z płcią, pytanie zabrzmiało obraźliwie]
     Ludzie sprawiają, że się śmieję. Ja sam sprawiam, że płaczę.
     Oni w sumie chcieli, żebym był chłopcem, ale ja nie chciałem nosić chłopięcych rzeczy. [o rodzicach]
     Większość nastolatków sięga po gitarę, żeby zainteresować sobą płeć przeciwną. W gruncie rzeczy jest to po prostu przedłużenie penisa.
     Opinie są jak dupa. Każdy ją ma.

no i oczywiście oprócz wyjątkowej, moim zdaniem, osobowości, Brian posiada również wyjątkowy głos o bardzo ciekawym brzmieniu. ogólnie rzecz biorąc - wizerunek Briana idealnie komponuje się z muzyką, jaką tworzy. nie mogę wyobrazić sobie kogoś innego śpiewającego jego piosenki, bo to byłoby po prostu śmieszne!

jeśli chodzi o teksty Placebo, są one dość skomplikowane, trudne do przetłumaczenia. kiedyś próbowałam -  rozumie się mniej więcej,  o co chodzi, ale ciężko to sformułować po polsku. jednak nawet jeśli nie udaje się przetłumaczyć wszystkiego, nawet jeśli rozumie się tylko fragmenty, można zauważyć w każdym tekście ogromny ładunek emocjonalny. Brian powiedział kiedyś: szczerość w pisaniu tekstów to dla mnie katharsis. teksty są rzeczywiście bardzo szczere i w każdym z nich jest coś, co mogę w jakiś sposób odnieść do siebie - właśnie dlatego tak do mnie trafiają. 


fenomen Placebo polega według mnie właśnie na połączeniu tych wszystkich elementów - dobre, autentyczne teksty, nieprzeciętny wokal, wpadające w ucho melodie, ale także charyzma wokalisty i ciekawy wizerunek zespołu. to wszystko razem wzięte jest dla mnie fascynujące, intrygujące, budzi zainteresowanie. ponadto kolejne płyty i znajdujące się na nich utwory różnią się od siebie - nie ma tu rutyny, powtarzalności. dzięki temu zróżnicowaniu można słuchać Placebo naprawdę często i nie znudzić się. mnie wystarcza, żeby słuchać ich od prawie dwóch lat - oczywiście nie codziennie i nie tylko ich, ale w moich oczach żaden zespół im nie dorównuje  :)

4 komentarze:

  1. Kiedyś słuchałam (poznawczo) bardzo dużo Placebo, jednak nie do końca przypadli mi do gustu. Są dobrzy, ale chyba nie tego szukam w muzyce. U mnie na pierwszym miejscu wśród zespołów zawsze będzie Radiohead; ich muzyka ma cudownie depresyjny powab. : )

    OdpowiedzUsuń
  2. no, nie powiem, wypasłaś tego posta! :) ale rozumiem - jak się coś kocha, to można o tym pisać / mówić całymi godzinami! Ja Placebo lubię, nie kocham, ale szalenie podoba mi się głos wokalisty.
    Do Anonimowego - Radiohead też bardzo lubię. Byłam na koncercie dwa lata temu w Poznaniu i było to niezapomniane przeżycie!

    OdpowiedzUsuń
  3. @Anonimowy: słuchałam kiedyś trochę Radiohead (też poznawczo), ale nie przemówiło do mnie. czasem słucham kilku piosenek :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja uwielbiam Placebo, chociaż bardzo długo nie mogłam się do nich przekonać.

    Pozdrawiam
    Monika Dawidowicz
    http://www.movsmo.net

    OdpowiedzUsuń