niedziela, 17 kwietnia 2011

to, co zwykle, czyli zakupy i filmy

niedługo wprowadzę większe zróżnicowanie, mam nadzieję ;)
dziś przed południem, wyposażona w kupony zniżkowe z Glamour, wybrałam się na zakupy. szukałam tej bluzki [Mango, 99] - zobaczcie w powiększeniu :)


niestety nie znalazłam jej. od razu popsuł mi się humor, żadne inne rzeczy mi się nie podobały, mimo że obeszłam masę sklepów i przymierzyłam parę ciuchów. byłam strasznie zrezygnowana i nie chciało mi się jechać do innego Mango, ale na szczęście ogarnęłam się, pojechałam... i znalazłam! 
według mnie bluzka ma 3 zalety: bardzo mi się podoba, jest w rozmiarze S (głupie, ale cieszy ;)) i zapłaciłam za nią 20% mniej!
przez te paskudne spodenki na zdjęciu nie widać, że jest dość długa i bardzo luźna. mimo tego da się ją włożyć do spodni/spódnicy (bardzo lubię nosić spodnie/spódnice z podwyższonym lekko stanem i bluzki włożone do środka).
jestem bardzo zadowolona z zakupu, tym bardziej, że znalazłam ją w internecie i nastawiłam się na nią. coraz częściej tak robię. z jednej strony to dobrze, bo zakupy są przemyślane i nie wybieram rzeczy na chybił trafił, a z drugiej to źle, bo jeśli nie znajdę w sklepie tego, co sobie wymarzyłam, jestem strasznie rozczarowana i z dalszych zakupów nici. na szczęście zwykle się udaje :) 

wczoraj wieczorem obejrzałam 2 filmy (znów!) - Cruel Intentions (Szkoła uwodzenia) i Listy do Julii. zacznę od tego drugiego.


LETTERS TO JULIET [LISTY DO JULII]


lekkie i przyjemne. ładni aktorzy, ładne obrazki, przewidywalna fabuła, ale przyjemnie mi się oglądało, muszę przyznać, że nawet się wzruszyłam :) 
Sophie pracuje w gazecie jako weryfikatorka faktów, ale marzy o karierze dziennikarki. wyjeżdża do Włoch na podróż przedślubną ze swoim narzeczonym. w Weronie znajduje ścianę, na której ludzie z całego świata piszą listy do Julii Kapulet. później spotyka kobiety, które odpisują na pozostawione listy. sama odpisuje na jeden - napisany przez Claire 50 lat wcześniej. z powodu otrzymanego listu do Werony przyjeżdża Claire z wnukiem i postanawia odnaleźć dawną miłość.
słodkie, przewidywalne i o miłości. naprawdę urocze :)


CRUEL INTENTIONS [SZKOŁA UWODZENIA]


amerykańska szkoła średnia, skomplikowana intryga miłosna, dużo seksu. playboy, puszczalska intrygantka i ofiary ich gierek - dwie naiwne dziewczyny. bardzo amerykańskie, ale muszę przyznać, że film niezły. 
tak naprawdę to w życiu bym tego nie obejrzała, gdybym nie przeczytała o nim na jakiejś stronie poświęconej Placebo. otóż piosenka Placebo, którą uwielbiam, rozpoczyna film :> 


a kończy go inna piosenka, którą też znam i lubię:





tyle na temat filmów, dziś nic nie oglądam ;) 
ostatnio oglądałam strasznie dużo filmów, więcej niż kiedykolwiek. ostatnie 2-3 tygodnie były straszne, ciągle źle się czułam, byłam słaba i chciało mi się spać. w międzyczasie złapałam też przeziębienie. codziennie po szkole kładłam się do łóżka z laptopem, ewentualne lekcje odrabiałam w łóżku i jeśli już się uczyłam, to też w łóżku. nie miałam zupełnie siły, mimo że brałam witaminy i starałam się dużo spać. dlatego w wolnych chwilach, zamiast gdzieś wyjść czy chociażby pójść na rower, oglądałam filmy. wczorajsze popołudnie też spędziłam w łóżku z filmami. ale dziś jest inaczej! po zakupach, zamiast kłaść się do łóżka, posprzątałam trochę (w ramach wielkich przedświątecznych porządków mnie dostało się zamiatanie i mycie balkonu, tarasu i schodów) i wreszcie poczułam wiosenny przypływ energii :) z tej radości wieczorem poszłam pojeździć na rowerze. mam masę pomysłów i pozytywne nastawienie, wreszcie! dziś omijałam łóżko szerokim łukiem i oby tak już zostało! :)

+ piosenka na dziś, pozostając w klimacie Placebo 




z wiosennym pozdrowieniem, xoxo


środa, 13 kwietnia 2011

filmowo

przepraszam za mały zastój. byłam chora, od czwartku siedziałam w domu lub szłam tylko na kilka lekcji, a w tym tygodniu miałam strasznie dużo nauki, brakowało mi czasu nawet na wyspanie się, co dopiero na próbę sklecenia kilku zdań. ale że jutro nie mam lekcji, trafia się idealna okazja, żeby w końcu coś napisać :)
kiedy tak leżałam chora w ciepłym łóżeczku i zaczynałam się nudzić, zabrałam się za oglądanie filmów. muszę dodać, że naprawdę bardzo rzadko oglądam filmy z własnej woli, tzn. szukam w internecie i oglądam online lub ściągam. raz na jakiś czas oglądam to, na co trafię w telewizji, albo to, co nauczyciele czasem puszczają na lekcjach (wtedy się nie wybrzydza ;)). Gainsbourga, o którym pisałam tu, obejrzałam zamiast zajęć z francuskiego; Prestiż, polecany tutaj, oglądałam na angielskim. tym razem jednak sama wzięłam się w garść :)

THE ILLUSIONIST [ILUZJONISTA]


według mnie ten film jest po prostu urzekający. przywodzi na myśl baśń - zarówno wizualnie, jak i ze względu na fabułę. akcja rozgrywa się w Wiedniu na przełomie XIX i XX wieku. głównym bohaterem jest Eisenheim, iluzjonista. spotyka kobietę, którą przyjaźnił się i darzył uczuciem, gdy oboje byli jeszcze dziećmi. wtedy na przeszkodzie stanęły konwenanse, gdyż ona pochodziła z rodziny arystokrackiej, on był synem stolarza. teraz ona jest narzeczoną księcia korony, a on pokazuje w teatrze sztuczki.
oglądanie tego filmu sprawiło mi ogromną radość, mimo że już go kiedyś widziałam. przyjemny w odbiorze, fabuła całkiem wciągająca (choć akcja toczy się dość wolno), estetyczny i bardzo atrakcyjny wizualnie, dopracowany także pod względem szczegółów takich jak kostiumy i rekwizyty z epoki.
mimo podobieństwa w tematyce bardzo różni się od Prestiżu - jest dużo prostszy, jednak moim zdaniem nie jest to wadą :)



BRUCE ALMIGHTY [BRUCE WSZECHMOGĄCY]


w sobotni wieczór potwornie się nudziłam, leżałam w łóżku, nie miałam siły na naukę ani inne pożyteczne rzeczy, zaczęłam zadręczać kolegę na gadu-gadu. musiał być zdesperowany, polecił mi ten właśnie film ;) dlatego w czasie oglądania dręczyłam go gromkim 'hahahaha!' wysyłanym średnio co 5 minut, kiedy już śmianie się do siebie nie wystarczało :)
tak, właśnie, przy oglądaniu napady śmiechu nie do opanowania są nieuniknione! Bruce jest reporterem lokalnej telewizji, ale uważa, że los jest dla niego niesprawiedliwy i po pewnym okropnym dniu zaczyna urągać Bogu, wtedy ten oddaje mu swoje moce. fabuła nie jest szczególnie porywająca, ale komedia jest świetna :) bardzo polecam!


obejrzałam też Kochanice króla, ale, co by się nie rozpisywać, film mnie rozczarował, może dwie sceny mi się podobały. po prostu był trochę mdły. za to bardzo spodobał mi się akcent Natalie Portman, na tym punkcie mam lekkiego bzika :), ale ona mówi ślicznie, tak, jak na zajęciach z fonetyki! :)

na dole po prawej stronie dodałam listę filmów, które chcę obejrzeć. jest trochę dłuższa, ale na razie wybrałam te. sugerowałam się trochę pomocą z filmweb.pl. chciałabym stworzyć też taką listę książek, ale nie chce mi się łazić po stronach, przydałoby mi się coś w stylu filmweb. znacie może taką stronę? jeśli nie, może polecicie mi jakąś książkę? będę bardzo wdzięczna za pomoc :)

dziś rano udało mi się zdobyć Glamour z kuponami zniżkowymi! szukałam w kioskach w piątek, nie znalazłam. w poniedziałek nie znalazłam. za to znalazłam we wtorek po południu na stacji benzynowej koło szkoły, kiedy nie miałam przy sobie pieniędzy i nawet nie szukałam, poszłam tam przypadkiem. dlatego śmignęłam dziś przed lekcjami, mam kupony i planuję kupić koszulę w Mango, jeśli będzie w moim rozmiarze i jeśli wygląda tak słodko, jak na zdjęciu :)


piosenka na dziś:



kręciliśmy do niej klasowego lipduba, od kilku dni chodzi mi po głowie :)

środa, 6 kwietnia 2011

wyjątkowo niezakupowo

niestety, tymczasowy koniec tematyki zakupowej, i've run out of money, więc na razie żadnych zakupów, nie chcę zrobić sobie ochoty na jakiś ciuch.

dlatego też dzisiaj skupię się na czymś innym - chcę polecić Wam świetny film!


THE PRESTIGE [PRESTIŻ]


czy patrzysz uważnie?
każda magiczna sztuczka składa się z trzech faz. pierwsza faza to obietnica - magik pokazuje wam coś zwyczajnego: talię kart, ptaka czy też człowieka. pokazuje wam przedmiot, prosi, byście go sprawdzili, aby przekonać się, czy rzeczywiście jest prawdziwy, tak, zwyczajny, normalny. ale oczywiście prawdopodobnie wcale taki nie jest. kolejna faza to zwrot. magik sprawia, że coś zwyczajnego staje się czymś niezwykłym. wtedy węszycie podstęp, ale i tak go nie odkryjecie - oczywiście dlatego, że nie patrzycie jak należy. wcale nie chcecie wiedzieć. chcecie dać się nabrać. ale jeszcze nie będziecie klaskać. nie wystarczy sprawić, że coś zniknie - trzeba sprawić, że to powróci. dlatego istnieje trzecia faza. to najtrudniejszy fragment, tak zwany prestiż. 

tymi słowami zaczyna się film. akcja toczy się w xix-wiecznym Londynie, bohaterami są rywalizujący ze sobą iluzjoniści - Robert Angier i Alfred Borden. więcej nie zdradzę, bo ja znałam jeszcze jeden szczegół fabuły i przez to nie skupiłam się wystarczająco na początku filmu ;)
film wymaga pełnego skupienia ze względu na kompozycję, zastosowanie podwójnej retrospekcji (wydaje mi się, że była podwójna, były trzy płaszczyzny czasowe ;)). oglądałam z zapartym tchem, bo film jest napakowany akcją (w pozytywnym znaczeniu, to znaczy nie ma nudy), jest pełen niespodziewanych zwrotów. warto zwracać uwagę na szczegóły, bo w miarę oglądania wszystko może nabrać nowego znaczenia, nawet z pozoru bezsensowna pierwsza scena, w której widzimy rozrzucone kapelusze. ale nawet jeśli będziecie uważać na szczegóły, zakończenie i tak będzie zaskakujące ;) podobno warto obejrzeć ten film dwa razy - drugi raz po to, żeby wyłapać to, co się pominęło za pierwszym razem. chyba tak zrobię ;)
dodam jeszcze, że obsada jest moim zdaniem bardzo dobra, wszyscy pięknie mówią po angielsku, można usłyszeć piękny british accent (akurat ja zwracam na takie rzeczy uwagę, bo na angielskim ćwiczę fonetykę). i jeszcze to, że reżyserem jest Christopher Nolan - tak, Incepcja!

polecam wszystkim i cieszę się, że sama obejrzałam :)




piosenka na dziś:


niedziela, 3 kwietnia 2011

weekendowe szaleństwo zakupowe

weekendowe szaleństwo zakupowe rozpoczęło się już późnym piątkowym popołudniem. kupiłam w YES zawieszkę do kompletu do kolczyków, które dostałam na 18 urodziny. uwielbiam kupować biżuterię, zwłaszcza w sklepach takich jak YES czy Apart. nawet jeśli kupuję malutkie srebrne kolczyki za 30 zł, dostaję pudełeczko, papierową torebkę i czuję się jakbym była wyjątkową klientką :) po prostu zakupy mają wtedy swój klimat.












piątkowy wieczór: łóżko z ulubioną pościelą, laptop, Doktor House, żelki Haribo. <3




dziś znów zakupy. na stronie internetowej Mango znalazłam (podczas sobotniego obijania się, a jakże!)  spodnie o fasonie, który marzył mi się od dłuższego czasu, ale ciągle była jakaś pilniejsza potrzeba albo żadna para z tych, które widziałam, nie była odpowiednia, słowem - dość nieszczęśliwe zbiegi okoliczności. jednak tym razem się udało! spodnie wiszą już w mojej szafie :) dodam, że mimo niskiej ceny są naprawdę dobrej jakości, materiał jest miły w dotyku i ładnie się układa.


to zdjęcie jest trochę nieszczęśliwe, te spodnie wyglądają tu dziwnie, trochę niechlujnie, w rzeczywistości o wiele lepiej! na mnie są trochę bardziej dopasowane, przez co wyglądają bardziej elegancko niż na zdjęciu. będę łączyć je z podkoszulkami albo po prostu dopasowanymi bluzeczkami, a do tego koniecznie szpilki, noga jest wtedy taaaaka dłuuuga :) być może w najbliższym czasie zaproponuję na blogu jakiś zestaw z tymi spodniami w roli głównej.

ale na spodniach się nie skończyło. TU pisałam o oksfordkach, wstawiłam zdjęcia kilku modeli z różnych sklepów. niestety nie znalazłam w Mango tych, które wypatrzyłam w internecie. w Zarze nie było już mojego rozmiaru. natomiast w Stradivariusie spotkała mnie miła niespodzianka! nie dość że znalazłam buty, to jeszcze okazało się, że są bardzo dobrej jakości, są mięciutkie, wygodne i śliczne! i wcale nie takie różowe, tylko szarobeżowe :) musiałam pojechać po rozmiar do innego sklepu, ale warto było! [KLIK] gorąco polecam :) 


no dobrze. to nie było do końca szaleństwo. to chyba w ogóle nie było szaleństwo, a raczej uosobienie rozsądku w najczystszej postaci. kupiłam tylko trzy rzeczy, które zresztą wcześniej znalazłam w internecie. jedynym elementem szaleństwa było to, że (inaczej niż zawsze) zdecydowałam się na spodnie zanim upewniłam się, że dobrze leżą, na pewno dobrze w nich wyglądam i nie pogrubiają - tego dalej nie jestem niestety pewna! jestem chyba za rozsądna na szastanie pieniędzmi na prawo i lewo i kupowanie ubrań bez wcześniejszego przemyślenia. ale dzięki temu przynajmniej nie muszę ich wyrzucać ani chować na dnie szafy ;)
ale tytuł posta niech zostanie, podoba mi się ;)


+ piosenka na dziś :)